poniedziałek, 11 listopada 2013

Aktualizacja włosowa - listopad


Dziś postanowiłam Wam ukazać stan moich włosów w nieco inny sposób - nie robiąc zdjęcia, jak zazwyczaj się powinno robić (czyli włosy "od tyłu"), ale ... w ramach małej retrospekcji zaplotłam warkocza. Dlaczego retrospekcja? Spójrzcie na moje zdjęcie profilowe na bloggerze lub kliknijcie po prostu tu. To "warkoczyk" zapleciony z początku mojego włosomaniactwa, kiedy zakładałam tego bloga :) 

A oto dzisiejszy warkocz: 


oraz końcówki : 


Tak, siedzę dziś cały dzień w piżamie :D 
Jak widać, ekspertką w zaplataniu warkoczy nie jestem ( a szkoda), to znaczy inaczej, innym mogę zapleść, co zechcą, sobie... nigdy. Moim zdaniem, oprócz tego, że warkocz się wydłużył, to lekko zyskał na objętości i przede wszystkim blasku. Jak spojrzycie na zdjęcie końcówek... Mimo, że nie są rozdwojone, są błyszczące itp. itd. to na wiosnę idę ściąć niedobitki tych moich wybryków sprzed dwóch lat... 
Na mojej półce kosmetyków w łazience znajduje się kilka kosmetyków - perełek, o których póki co nie wspominam, bo użyłam ich kilkakrotnie, by teraz zużyć do końca ( jak ja nie lubię słowa "wydenkować"... ) te, które zalegają od dłuższego czasu w moich zapasach. Obecnie objętość mojego kucyka wynosi 10 cm, gdy włosy mam rozprostowane. 

Małą uwagę jeszcze dodam do cyklu aktualizacji włosowych. Pewnie zauważyłyście, że robię to co dwa miesiące. Po miesiącu nie zawsze widać jakiekolwiek zmiany, zarówno w stanie włosów, jak i długości, dlatego nie będę Was zanudzać zdjęciami i wiecznymi pytaniami - czy coś się zmieniło??!! Kurka, po co się dołować tym, że mi rosną włosy w prędkości A, a tamtej z innego bloga z prędkością B. Dzięki włosomaniactwu pokochałam swoje włosy po raz drugi w swoim życiu i nie chcę, by stały się niezdrowym uzależnieniem :) 


Ściskam Was serdecznie! :*

niedziela, 3 listopada 2013

Nie taka zła ta zima...




Każda chyba włosomaniaczka na początku swojej „kariery” uczy się nazw silikonów, by skrzętnie je omijać w każdym kosmetyku. O ile silikon w szamponie raczej nie jest dobrym rozwiązaniem ( chyba, że przed wielkim wyjściem, a następnie zmyty szamponem oczyszczającym), o tyle w odżywkach i maskach nie powinnyśmy już tak od niego stronić.

Pierwszy produkt, na bazie silikonu, bez którego nie wyobrażam sobie swojej pielęgnacji to serum silikonowe. W tej roli obecnie męczę jedwab Marion. 50 ml produktu jest nadzwyczaj wydajne, używam od roku (!), a w kolejce czekają dwie buteleczki jedwabiu chi oraz kuracja arganowa od Marion (za 7 zł w biedronce – jak za darmo!:D) Oczywiście nie ma się co rozchodzić nad śladowymi ilościami jedwabiu w tych produktach. Ważne, by produkt „oblepiał” nam końcówki włosów, by te się nie rozdwajały. Ja po 8 miesiącach nadal mam końcówki nierozdwojone.

Na kolejnym miejscu ulokowały się odżywki oraz maski. Ja nie boję się produktów z dimethicone, cyclopentasiloxane oraz phenyltrimethicone. Dwa z nich są zmywalne za pomocą łagodnego detergentu ( dimethicone oraz phenyltrimethicone), zaś cyclopentasiloxane jest silikonem lotnym, który po jakimś czasie sam odparuje z powierzchni włosa. Ponadto cyclopentasiloxane rozpuszcza się w olejach, dlatego najlepiej jest naolejować włosy, jeśli boimy się nadbudowania.

Obecnie przerzucam się na pielęgnację bardziej treściwą, bardziej olejową oraz silikonową, gdyż zbliża się pora roku mało korzystna dla naszych włosów. Wieczne ocieranie się o szaliki i czapki, narażenie na ujemną temperaturę możemy zminimalizować, odpowiednio konserwując nasze pukle.
Najgorszym scenariuszem jest oczywiście zamarzanie włosów, kiedy nie są dosuszone, albo gdy zbierze się na nich para wodna. Dlatego należy pamiętać o dobrym wysuszeniu włosów przed wyjściem oraz o odgarnianiu włosów sprzed naszej twarzy.

Ważna jest także odpowiednia czapka. To ona chroni cebulki włosów oraz skalp przed nadmiernym wysuszeniem. Aby włosy się nie elektryzowały, wystarczy wypłukać naszą czapkę w wodzie z dodatkiem płynu do płukania, albo delikatnie przejechać po włosach serum silikonowym lub kremem do rąk. Bardzo ważne jest częste pranie naszych czapek, na których zbiera się kurz, łój z naszych skalpów, czasami nawet łupież i walka z nimi może być daremna, jeśli nałożymy zarodki grzybiczne na leczoną skórę głowy.

A Wy jakie macie strategie na nadchodzącą zimę?? Podzielcie się nimi w komentarzach!

Pozdrawiam! 



piątek, 11 października 2013

Życz swoim włosom dobrych snów!



Ostatnio z braku czasu trochę zaniedbałam swoje niesforne włosy, czego efektem był kołtun tuż przy szyi... Chyba z godzinę go delikatnie rozplątywałam, tracąc resztki nadziei... Żeby taka sytuacja się nie powtórzyła, zwiększyłam moją czujność oraz troskę wobec tych kłaczków.

Po pierwsze! 
Zawsze przed snem rozczesuję włosy tylko i wyłącznie drewnianą szczotką. Ostatnio coś mi się odmieniło i z reguły nie stosuję mocnych utrwalaczy w postaci żeli do włosów, zatem nie mam z tym większych problemów. Wiem, że włosów takich jak moje nie powinno się szczotkować na sucho, dlatego też spryskuję je wodą mineralną, albo kuracją malinową z Marionu, by choć trochę je nawilżyć.

Po drugie!
masażerem, często nazywanym "miziatorem" ;p masuję skalp. Uwielbiam te uczucie po całym dniu, kiedy skalp jest przemęczony, bo jednak dźwiga coraz dłuższe włosy... a te malutkie wypustki go masuuująąą.... ach! :D

Po trzecie!
Jeśli zamierzam na drugi dzień umyć włosy, wcieram w nie olejek. Ostatnio najczęściej lniany. Wówczas dopiero naolejowane włosy szczotkuję.

Po czwarte!
Zawsze śpię na poduszce obleczonej w poszewkę z satyny bawełnianej. Dzięki temu unikam porannego puchu.

Po piąte! 
Zwijam je na skarpetce w koczek na czubku głowy. Dzięki temu rano moje włosy prezentują się dobrze, nie muszę przejmować się brakiem objętości, sprężystości i przesuszoną szopką.

Wiem, że wszystko, co tu opisałam jest znane i nic nowego nie odkryłam, ale niech to będzie przypomnienie dla tych, co żyją w takim pośpiechu, jak ostatnimi czasy ja i zapominają o prostych gestach dla dobra włosów :)

Pozdrawiam!
Ps.


A Wy, co "mówicie" swoim włosom na dobranoc? :)

wtorek, 8 października 2013

To, co pija san.su.si

Dzisiaj chciałam Wam napisać kilka słów o tym, co lubię pić. Może temat wydaje Wam się banalny, albo sposób, w jaki go ujęłam, ale myślę, że kilka rad może się niektórym z Was przydać. 
Zielona herbata... Od lat wzbraniałam się przed nią jak diabeł przed święconą wodą ( tak, ja to widzę i ja to wiem, że właśnie dokonałam modyfikacji frazeologicznej, wybaczcie ;p). Nigdy mi nie smakowała, nigdy jej nie zamawiałam w żadnej kawiarni... Do momentu, kiedy zaszłam do mojej ulubionej kawiarenki w mieście TŻa i ... zamówiłam zieloną z kwiatem jaśminu. Smakowała wówczas zupełnie inaczej niż przy wcześniejszych moich podejściach. Dodam tylko, że właściciele tej kawiarni są pasjonatami, mateistami i w ogóle, "herbatoholikami". To właśnie u nich nauczyłam się pić yerbę i usłyszałam wiele cennych porad. Również to, w jaki sposób parzyć zieloną herbatę, by nie była cierpka i bez smaku. 
Na samym początku przedstawię Wam to, czego nie należy pić: 
Tak wygląda zawartość saszetek zielonych herbat z Biedronki. Zmielone listki i gałązki. Mimo odpowiedniego parzenia, napar z tego zawsze wychodzi mi mętny oraz goryczkowy, czego za wszelką cenę chciałam uniknąć. Mimo swojej niskiej ceny ( około 3 zł), nie warto brać jej pod uwagę, bo może nieźle zepsuć reputację normalnej zielonej herbaty. Odbiegam już w ogóle od zastanawiania się nad tym, ile dobrej jakościowo herbaty ląduje w tych saszetkach :) 
No dobrze, nie musimy od razu popadać w skrajności i kupować drogie herbaty, odsypywane do saszetek po 50g za 10, 20 zł w herbaciarniach. Owszem, będą one bardzo dobrej jakości, ale zapewniam Was, że i na biedną, studencką kieszeń coś się znajdzie. Oto co piję na co dzień: 


Po rozwinięciu listków okazuje się, że w większości są one w całości zasuszone, w wersji z  żurawiną aż 20% herbaty to owoce. Owszem, herbatki zawierają aromaty, co może niektórych odrzucić, jednak mi nie przeszkadza.

Mój sposób na parzenie tego cuda jest w zasadzie banalny. Od zagotowania wody odczekuję 10, 12 minut, by woda ostygła do pożądanej przeze mnie temperatury i wówczas łyżeczkę suszu zamkniętą w kulce do parzenia herbaty zalewam wodą. Po trzech minutach wyciągam kulkę i jeśli mam ochotę na nieco słodką herbatę, dodaję pół łyżeczki miodu albo cukru. Często piję ją solo, bo ma naprawdę dobry smak. 
Obie herbaty Bastek kosztują w granicach 4 zł za 100 g. więc wagowo wychodzi nawet taniej, niż Feel Green z Biedronki :) 

Co taka zielona herbata nam daje? 
Jestem po niej delikatnie pobudzona, ale nie wypłukuje ona z mojego organizmu magnezu, dlatego też nie odczuwam nieprzyjemnych drgawek. Gasi pragnienie. Zawiera o wiele mniej szczawianów niż czarna siostra, dlatego też można ją pić przy kamicy nerkowej. Wspomaga trawienie, także zalecane jest jej stosowanie przy kuracji odchudzającej ( nie ma co jednak liczyć na efekty po samym sączeniu tego naparu ;p ). Uspokaja, poprawia koncentrację. Nie barwi płytki nazębnej w takim stopniu, jak czarna herbata. Te właściwości odkryłam na własnym przykładzie, żeby nie było, nie jest to efekt placebo, ponieważ dopiero dziś przy tworzeniu tego wpisu wygooglałam właściwości zielonej :) 

A czy Wy też pijecie zieloną herbatę? Może jakieś rodzaje mogłybyście mi szczególnie polecić?? 
Pozdrawiam! 

Ps. Podjęłam wyzwanie i choć dawniej również przepadałam raczej za zdrowszym odżywianiem się, to od dziś chcę wprowadzić cykl pt. "Jesteś tym, co jesz" i zamierzam dokumentować co jakiś czas zmiany w moim zdrowiu, figurze, samopoczuciu. Również co jakiś czas będę dodawać wpisy właśnie o takiej tematyce, jak dziś. Czy przypadł Wam do gustu mój pomysł? :) Proszę o Wasze opinie! 

piątek, 4 października 2013

Recenzje, recenzje...

Obiecuję, że kolejny wpis będzie poświęcony innej tematyce, niż Bingo Spa i recenzje kosmetyków :)
Dziś przyjrzę się bliżej dwóm kosmetykom.

Szampon BingoSpa z kolagenem, bez SLeS, SLS

Szampon w takiej samej buteleczce jak poprzednio omawiany. Zapach szamponu, podobnie jak tamtego, chemiczny. Albo tak bardzo ten zapach mnie drażni już, albo tutaj wręcz przeradza się on w uciążliwy chemiczny smrodek ;p

Konsystencja oczywiście taka sama i gdybym miała oceniać po wyglądzie, mogłabym nawet powiedzieć, że wlano ten sam produkt do dwóch różnych butelek!

Jednak przyjrzyjmy się składowi:

Skład o wiele krótszy, ale i bardzo ubogi jeśli chodzi o cenne składniki. Oprócz kolagenu, nie zawiera żadnych olejków, jak w przypadku szamponu z olejem z pestek moreli.
Włosy są po nim splątane, szorstkie, domyte. Jeśli komuś zależy na oczyszczeniu włosów tylko i wyłącznie, to polecam.
Cena taka sama jak w przypadku odpowiednika.
 
Drugim kosmetykiem, który mogłam testować jest serum czekoladowo morelowe. Zacznę od plusów: 
- konsystencja, zbite masło, które ładnie się rozprowadza, ale.... gdzie nie gdzie ma jakieś dziwne grudki...
- skład : mam mieszane uczucia co do składu tego kosmetyku. Zaraz po wodzie masło kakaowe (!), następnie... parafina, sylikony, parabeny...
przechodząc do minusów...
- zapach! Tak drażniącego zapachu kosmetyku do maziania nie czułam! Pachnie jak pasta do zębów dla dzieci colgate, można poczuć nutkę mentolu nawet... a czekolady nic a nic, a szkoda, bo wolałabym jednak czuć to, co zawiera skład, a nie to, czym w dzieciństwie myłam zęby...
- dodatkowym minusem dla mnie była ważność produktu. Otrzymałam go na przełomie lipca/ sierpnia, a data ważności to... 09.2013.
Ja rozumiem, że dostałam kosmetyk tylko do recenzji i miesiąc czasu to okres, który w zupełności mi wystarczył na próbowanie, ale jednak tak krótki termin ważności był dla mnie czymś w rodzaju hmm... braku szacunku. 


Oba produkty otrzymałam dzięki firmie BingoSpa i fakt ten całkowicie nie wpłynął na moją recenzję. 

Pozdrawiam! :) 

wtorek, 24 września 2013

Szampony bez SLS/SLeS od Bingo Spa

Szampony otrzymałam dzięki współpracy, jednak ten fakt absolutnie nie rzutuje na moją opinię.
Produkt możemy kupić w małych buteleczkach o pojemności 100 ml.
Dziś szerzej omówię szampon z olejem z pestek moreli. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się tyle dobra po tych małych szamponikach, ponadto wybierając produkty z tej serii miałam obawę przed nieznanym składem. Wielu producentów mami obietnicami "bez SLS, parabenów, silikonów..." a potem się okazuje, że mamy szampon napompowany pq ...


Skład: 
Jak widać, na samym początku mamy substancję myjącą, która ma również działanie odżywcze, na następnym miejscu woda,  Cocamide DEA - substancja myjąca oraz renatłuszczająca ( odnawia warstwę lipidową),
Propylene Glycol - humekant,
Citric Acid - konserwuje kosmetyk
na następnych miejscach mamy olej z pestek moreli, olejek arganowy(!), kreatyna hydrolizowana, kolagen, następnie zapachy oraz konserwanty.

Zapach - bliżej nieokreślony, owocowy. Jak już przystało na Bingo, zapach mocno chemiczny. Ujdzie.

Konsystencja: jak dla mnie zbyt leista.

Wydajność: zaskakująco dobra, produkt bardzo dobrze się pieni.

Działanie: no tak, najważniejsze na koniec. Moje włosy bardzo się polubiły z tym szamponem, były uniesione u nasady, błyszczące, bardzo dobrze współpracował z olejami, domywał je, ponadto włosy się nie przetłuszczały, a skalp był załagodzony.

Produkt posiada tylko dwa minusy :
- konsystencja, zbyt luźna, produkt się "przelewa", czasem zbyt dużo wycieknie z buteleczki,
- cena, za 100 ml zapłacimy 12 zł, więc mimo wszystko trochę sporo, tym bardziej, że i z dostępnością produktów BingoSpa jest różnie.


Mimo wszystko polecam ten szampon, który bardzo dobrze domywa, nie szkodzi włosom, a loczki trochę dociąża, dyscyplinuje.

niedziela, 22 września 2013

Aktualizacja włosowa! :)

Cześć Dziewczyny! Już niektóre z Was wypytywały o aktualizację włosową, co było dla mnie bardzo miłe, zatem dziś się ona pojawiła :) Bardzo długo starałam się o odrobinę wolnego czasu, by zrobić im zdjęcie, ale dziś w ramach nauki na egzamin, którego i tak nie zdam, zrobiłam ( rękoma mamy) te oto zdjęcie: 
Jak widać, włosy są suszone na płaskiej szczotce, wolę je ostatnio w takim wydaniu. Te odcienie rudości na czubku są winą lampy, zatem się nią nie sugerujcie. Niestety nie publikowałam nic w czasie najlepszym dla zdjęć bez lampy :(
Co moje włosy mogły zaznać przez moją nieobecność? Zupełny brak suplementów, pokrzywy, płukanek, wcierek... Tak tak, wiem, poprawię się, obiecuję :) Dzięki temu zdjęciu dopiero zobaczyłam, że mam włosy ścięte w literę "u", czyli tak, jak mi się najbardziej podobają. Szaaaleństwo! Ponadto dopiero w takim ich wydaniu widać ich faktyczny blask. Przyglądam się też końcówkom, które ewidentnie nie są zniszczone. Ponadto w miarę regularnie je olejowałam, najczęściej olejem lnianym, którego moje włosy kochają. Co sądzicie o moich kłaczkach? :)

Ściskam, pozdrawiam! 


wtorek, 17 września 2013

Zmiany, jakie u mnie zaszły

Najpierw włosowo. 

Przyrostu włosów nie jestem w stanie opisać, ponieważ... ich nie mierzę. Wiem, to chyba jeden z większych błędów włosomaniactwa, ale chcę też podejść do przyrostu zdroworozsądkowo i włosy urosną do wymarzonej długości w takim czasie, w jakim to zrobią. Masło maślane wyszło, ale kurczę, prędzej, czy później będą tak długie, jak sobie wyobrażam, a do tego czasu ich kondycja jest najważniejsza.
Wpadło w moje ręce kilka kosmetyków, które zaczęłam już używać, m.in. Odżywka Herbal care z żeń-szeniem do włosów słabych i łamliwych. (niebawem będzie jej recenzja) oraz osławiony Jantar, nowa formuła.
Nie udało mi się uniknąć białych wręcz miejscami rozjaśnień od słońca pomimo mgiełki z filtrem oraz kapelusza. Zamierzam czymś przyciemnić włosy, najprawdopodobniej padnie na balsam z "henną" Venity. Skład całkiem całkiem, włosy rzeczywiście lepiej wyglądają jak po balsamie  i co najważniejsze, krycie jest nietrwałe. W sam raz na chwilową zmianę. Boję się trochę henny khadi, bo nie chcę zbytnio przyciemnić, a słyszałam, że kolor jasny brąz często lubi wychodzić lekko rudy...
Jeszcze od marca włosy nie spotkały się z nożyczkami. Dopiero teraz po wakacjach widać czasem gdzie nie gdzie rozdwojoną końcówkę, ale wtedy je ścinam i po sprawie. Wizyta u fryzjera zaplanowana na październik.



Niewłosowe newsy z życia, 

czyli to, co Was pewnie nie interesuje, ale napiszę, bo tak ;p
kończę oglądać końcówkę 3 serii The Walking dead. Serial wciągnął mnie maksymalnie, na tyle, że w ciągu niespełna tygodnia obejrzałam dwa sezony, a po nocach śnią mi się zombie ;p
Byłam z dzieciakami na kolonii jako opiekun i wspominam ten czas jako inspirujący, ale trudny. Bez wahania pojechałabym za rok, gdy będę mieć ku temu okazję.
Zapisałam się do Szlachetnej Paczki :) Jestem wielką entuzjastką wolontariatu, na moje nieszczęście odkrytego dopiero podczas studiowania.
Właśnie słucham ścieżki dźwiękowej z TWD, którą Wam polecam, bo jest naprawdę dobra:


Kończę swój wywód. Ściskam, całuję!
San.su.si.

Następnym razem spodziewajcie się aktualizacji włosowej :)

niedziela, 8 września 2013

Wielki powrót małej san.su.si!

Pewnie większość z Was już zrezygnowała z obserwowania mojego bloga, powoli wkradały się myśli, że się ot, głupia poddała i już nie dba o włosy, o zdrowie... Jednak nic z tych rzeczy. Dopiero dziś (brawa za inteligencję) wnikliwie (no ok, kliknięcie w pierwszy link jest nader wnikliwe ...) poszukałam rozwiązania na mój problem techniczny i okazało się, że istnieje sposób na problem, który często spędzał mi sen z powiek.
Jak wcześniej napisałam, nie mogłam dodawać komentarzy ze swojego loginu, ze stałego konta google. Nie odczuwałam silnego parcia na głuche paplanie o moich włosach i nie tylko, bez możliwości rozmowy z Wami.
Jak widać, zmiana przeglądarki pomogła:)
Na dniach spodziewajcie się wpisów!
Całuję, ściskam, pełna nadziei :)

piątek, 26 kwietnia 2013

Recenzja peelingu błotnego do twarzy BingoSpa

Witajcie! Dzisiaj pragnę Wam zaprezentować wyjątkowo ciekawy produkt do oczyszczania twarzy. Jest to peeling błotny z kwasami owocowymi od BingoSpa. 
 Obietnica producenta: "Drobnoziarnisty peeling błotny do twarzy z kwasami owocowymi AHA delikatnie usuwa martwy naskórek. Zawiera 10% naturalnego błota z Morza Martwego, 2% mielonych pestek z oliwek i 50% procentowe kwasy owocowe.
Składniki zawarte w błocie z Morza Martwego troskliwie pielęgnują skórę skłonną do trądziku, wyprysków i łojotoku.
Kwasy owocowe złuszczają naskórek. Zwiększają poziom nawilżenia skóry czego efektem jest poprawa elastyczności i wyglądu zewnętrznej warstwy skóry.
Po starannie wykonanym peelingu skóra jest oczyszczona i wygładzona, bardziej podatna na działanie aktywnych substancji zawartych w preparatach kosmetycznych."

Konsystencja: przyjemna, drobinki ścierające są wg mnie odpowiedniej wielkości, nie są zbyt drażniące. Łatwo produkt zmyć z twarzy, za co ogromny plus, patrząc na inne produkty tego typu.
Zapach: trudno wyczuwalny. W zasadzie czuję coś typowego dla kosmetyków z apteki, dla maści cynkowej... Przy zmywaniu możemy odczuć delikatny zapach kwasów owocowych, który na szczęście szybko znika.
Opakowanie: I tutaj pojawia się mój zarzut. Brak folii ochronnej! Nie lubię takich kosmetyków. Naklejka łatwo się namacza i marszczy, nie wygląda zbyt estetycznie.
Skład: Jak dla mnie naprawdę dobry. Na drugim miejscu ( po wodzie) jest obiecane przez producenta błoto z Morza Martwego, co w produkcie za taką cenę naprawdę miło zaskakuje. Kolejny plus to naturalność, kwasy owocowe oraz zmielone pestki z oliwek.
Działanie: oczyszcza i nie wysusza. Twarz jest wręcz nawilżona, delikatnie, niewyczuwalnie natłuszczona. Za to uwielbiam ten produkt.Naprawdę jest godny polecenia.

 Cena: 12 zł.
Produkt otrzymałam w ramach współpracy z BingoSpa, nie miało to żadnego wpływu na moją ocenę.



niedziela, 7 kwietnia 2013

Aktualizacja włosowa, plus prośba o wyrozumiałość ;)

Moje Kochane! Nie było mnie tutaj, bo nie miałam w zasadzie stałego łącza w domu. Korzystałam z Internetu u znajomych i na uczelni, zatem mam nadzieję, że mi wybaczycie moją nieobecność... Co się przez ten czas działo? Uczelnia, projekty wolontariatu, trochę projektów naukowych... wiele marzeń o przyszłości zawodowej się w mojej główce zrodziło, mnóstwo czasu spędziłam nad rozważaniem, czy udałoby mi się napisać i obronić doktorat ( moi znajomi patrzą na mnie jak na dziwaczkę, jak mówię, że to moje marzenie;p).
Moje włosy zaczęły wypadać i co najgorsze, sama nie wiem, co jest przyczyną. Czy jest możliwe, że to po długiej i wyczerpującej zimie, noszeniu czapek, albo i czasami nienoszeniu? Praktycznie nic nie wcierałam w skalp przez ten czas, zatem od ostatnich kilku dni wróciłam do olejku z green pharmacy z czerwoną papryczką na przemian z olejkiem rycynowym.
Tak prezentują się moje włosy dziś:
 Kolor szamponu do 24 zmyć w zasadzie jest już wypłukany, dlatego widać moje rozjaśnione końcówki, ale cooo tam, ja się tym bynajmniej nie przejmuję, prawie jak ombre, choć jak widzę niektóre "ombre" w wykonaniu niektórych dziewczyn, to normalnie płakać mi się chce, że ktoś w ogóle wpadł na pomysł, żeby tak swoje włosy skrzywdzić. Jak widać, włosy nie są już równo ścięte, układają się w literę u, są pocieniowane, lżejsze. Bardzo mi się podoba moje nowe uczesanie ;) Koszulka mojego TŻa, uwielbiam chodzić w Jego koszulkach.

Plan na kwiecień?
Na pewno póki nie ma ciepła, nadal stosuję maskę ziaji z silikonem. Wcieram olejki w skalp, by włosy urosły i się wzmocniły. Zacznę na nowo suplementację - pokrzywa do picia, humavit Z do połykania plus tran, jeszcze póki nie ma słonecznych, ciepłych dni. Dziś po raz pierwszy użyłam szamponu, który odkryłam w Carrefourze - Schauma kids, dla dziewczynek z odżywką, który nie ma w składzie sles ani silikonów, zawiera jednak polquantenium, ale dla mnie nie jest to przeszkodą. Możliwe, że niedługo napiszę Wam o nim trochę więcej ;)

Czy w ogóle widać jakąś różnicę, zmianę w moich włosach? Coś tam się dzieje??
Pozdrawiam!

P.s.: Ostatnio koleżanka napisała mi sms-a, jakiego szamponu używam. Zdziwiłam się, skąd to pytanie, dlatego też zapytałam Ją, o co chodzi. Odpisała mi, że właśnie rozmawia z koleżankami o włosach, a ja mam takie ładne... Kolejna osoba zauważyła, że coś dobrego się dzieje na mojej główce, z czego jestem trochę dumna i szczęśliwa, że to wszystko nie idzie na marne ;)

Pozdrawiam! :*

niedziela, 10 marca 2013

Podsumowanie akcji płukanek + kilka przepisów.

Witam! Milczałam wprawdzie przez cały miesiąc o tym, że biorę udział w tej akcji, jednak zdecydowałam, że opublikuję jeden konkretny post z całym podsumowaniem.
Pora więc na te płukanki, które wykorzystałam:
  • płukanka z siemienia lnianego. Łyżeczkę ziaren należy zalać wrzątkiem, chwilę wymieszać, po 10 minutach przecedzić. Po niej miałam sypkie, błyszczące i bardziej zdefiniowane pasma. Odnoszę wrażenie, że działała również zabezpieczająco na włosy. 
  • Płukanka ze skrzypu. Cóż, moje włosy miały być po niej wzmocnione, wypadanie miało się zmniejszyć, jednak nic takiego nie zaobserwowałam. Bałam się natomiast wysuszenia po ziołach. Rozmyślam nad tym, by wykorzystać stężony o wiele bardziej roztwór na skalp, jako wcierka, ale jeszcze się nad tym zastanawiam. Jedyny plus to odrobinę większy blask włosów.
  • Płukanka z odżywki Joanna mak i bawełna. Łyżkę odżywki rozpuszczam w dwóch szklankach letniej wody, polewam nią pasma. Efekt - włosy bardziej zdyscyplinowane, wygładzone. Podoba mi się ten sposób aplikowania tego kosmetyku. 
Najbardziej przypadła mi do gustu płukanka lniana, którą dawniej namiętnie wykorzystywałam, a o której niestety zapomniałam, lub też wyparłam w skutek braku czasu, a szkoda.  Nadal nie jestem wielką zwolenniczką tego sposobu dbania o włosy, tym bardziej, że wydaje mi się, że te efekty są jednorazowe. Myślę, że np. dla płukanek ziołowych optymalnym czasem próbowania jest nie jeden miesiąc, ale przynajmniej dwa. Zastanawia mnie jeszcze to, czy połączenie płukanki z siemienia lnianego oraz ze skrzypu jest dobrym rozwiązaniem. Nie bałabym się wówczas przesuszenia, bo glutek by chronił pasma, a mogłabym dać szansę na działanie skrzypu jako ponoć dobroczynnego składnika.
Co o tym sądzicie? Jakie są Wasze doświadczenia z płukankami?

P.s.: Jestem zachwycona swoją nową fryzurą. Prezentuje się naprawdę podobnie, jak ta z poprzedniego posta. Cieszy mnie ten fakt tym bardziej, że nie szłam ze zdjęciem, tylko swoimi słowami określiłam na czym mi zależy i jak będę układać włosy już sama na własną rękę. Pocieszające jest także to, że dla tego fryzjera 1 cm, to 1 cm, lub nawet 0,5cm, co sam podkreślał przy ucinaniu końcówek z tyłu. Z przodu poszło znacznie więcej, a wszystko dzięki temu, iż wcześniej miałam magicznego boba.
Pozdrawiam!

sobota, 2 marca 2013

Pomysł na nową fryzurę.

We wtorek idę do salonu fryzjerskiego, do niejakiego Pana Maksa i zastanawiam się, z jakim humorem od Niego wyjdę. Wizyta iście królewska: mycie włosów, maska na włosy wraz z sauną, obcinanie włosów, modelowanie. Boję się trochę tej maski, wiem, że pracują na produktach L'Oréal oraz Kerastase, ale nic o składach kosmetyków nie wiem. Szalenie spodobała mi się ta fryzura: 
Co o niej sądzicie? :) 
Postanowiłam aktualizację włosową zrobić już "po". 
Dobrego wieczoru! :)

niedziela, 17 lutego 2013

Druga szansa dla kosmetyku

Pamiętam, jak Wam narzekałam, jak bardzo zawiodła mnie odżywka Joanny bez spłukiwania mak i bawełna... Muszę się wycofać z wszelkich zarzutów, co też czynię w tym poście ;)
Wszystko jest dziełem przypadku, eksperymentu, nudów... Dawniej odżywką ugniatałam włosy już po osuszeniu ich ręcznikiem, następnie nakładałam silikonowe serum na końcówki i nie widziałam zbytniej różnicy między tym, jak ją stosowałam, a tym, jak pomijałam użycie jej w mojej pielęgnacji.
Jakieś dwa tygodnie temu podczas mycia włosów wpadła mi ona w oko. Po umyciu włosów szamponem, a następnie nałożeniu odżywki/maski, przepłukaniu pasm płukanką odciskam maksymalnie jak się da włosy z wody, Kiedy już tę czynność zakończę, wyciskam na dłoń odżywkę w ilości jednej łyżki i ugniatam, wyciskając jeszcze pozostałą wodę, tak, jakbym ugniatała włosy po osuszeniu ręcznikiem. Zawijam w turban, najczęściej jak przy plunkingu i po zdjęciu tego osobliwego nakrycia głowy moje loczki są bardziej zdefiniowane,  nienapuszone, mięsiste. Co więcej, efekt utrzymuje się także po stylizacji i wysuszeniu dyfuzorem. Może i Ameryki nie odkryłam, ale może znajdzie się jakaś dziewczyna, która żyła w takiej nieświadomości jak ja i jej ten wpis pomoże.


A Wy macie takie doświadczenia z jakimiś kosmetykami?
Pozdrawiam Was ciepło :)

czwartek, 14 lutego 2013

Trochę prywaty + współpraca z BingoSpa

Witajcie! Dawno mnie tu nie było, jestem trochę na siebie z tego powodu wściekła, bo to nie jedyny aspekt mojego życia, który u siebie zaniedbałam :( Ale przechodzę do rzeczy - sesja jak najbardziej do przodu, wszystkie egzaminy zaliczone w pierwszym, lub zerowym terminie. Sama nie wiem, jak tego dokonałam, ponadto z samymi 4 i 5. Zdałam w końcu prawko, to chyba był najszczęśliwszy moment mojego życia;D 25 minut jazdy po mieście na pełnym spontanie, bardzo uprzejmy (o dziwo) egzaminator i  wynik egzaminu pozytywny. Cud miód i orzeszki ;)
Wyjazd weekendowy w rodzinne strony TŻa, spacer w piękne, słoneczne południe i siedzenie na ławce skąpanej w promieniach słonecznych, tak zupełnie beztrosko, wiosennie. Pyszna kokosowa latte w ulubionej kawiarni <3.
Ponadto, kiedy nastała chwila wolnego, postanowiłam przejść na bardziej zdrowe odżywianie. Moja przemiana materii ostatnio totalnie zwariowała i tyję, mimo, że nie jem jakoś bardzo niezdrowo i kalorycznie...
Zatem:
1. Jem tylko chleb razowy.
2. Ograniczam spożywanie węglowodanów, do obiadu nakładam więcej sałaty, mniej ziemniaków ( a najlepiej w ogóle). Makaron z pszenicy durum ( razowy czy wieloziarnisty nie przejdzie, totalnie mi nie smakuje... ). Ryż basmati i brązowy.
3. Jadam tylko zdrowe tłuszcze, ryby, łykam regularnie tran, nie jadam tłustych mięs, jeśli kurczak, to bez skórki. Zamiast słonecznikowego, to olej rzepakowy do smażenia i to nie wlewając na patelnię oleju, tylko smarując pędzlem. Do surówek olej z pestek winogron.
4. Mięso - najczęściej drób. W mniejszych ilościach ryby.
5. Warzywa i owoce - jak najwięcej się da, pod każdą postacią.
6. Zupy warzywne krem. Są niezastąpione, cudowne, kocham je miłością wielką. Są tak proste do przygotowania, tak lekkie i zdrowe, że ach!
7. Więcej ruchu - póki co, rowerek stacjonarny i hula hop muszą wystarczyć, ale w miarę regularnie i sumiennie! Plus spacery z TŻem. Nawet w mrozie ;)
8. Ograniczenie cukrów sztucznych - najlepiej tylko te z owoców, ale tak się nie da pewnie ;) Znalazłam ostatnio fajną alternatywę dla kalorycznych batonów - kinder mleczna kanapka. Batonik ma 118 kcal, więc od czasu do czasu mogę sobie pozwolić na taką przyjemność, albo 3 cukierki landrynki. Zasłodzę się, a nadal nie będzie to tak bardzo kaloryczna bomba.
Mam też takie postanowienie, by pisać na tym blogu czasami jakieś zdrowe przepisy, może raz na miesiąc relacja z dietki... Co Wy na to? :)

W piątek, 8.02 dostałam paczuszkę od firmy Bingo Spa, w ramach współpracy. Oto, co będę testować:


niedziela, 3 lutego 2013

Powrót z aktualizacją włosową + wyróżnienie


Witajcie! Nie jest to tajemnicą, że mnie tutaj przez dłuższy czas nie było. Bardzo Was za to przepraszam, ale sesja mnie chyba w tym roku wykończy na stojąco... Nie ma co się nad sobą użalać. Zaszło u mnie kilka zmian, pierwsza, taka znacząca tyczy się włosów - przyciemniłam je szamponem do 24 zmyć. Trochę się całej operacji bałam, bo dawniej po takiej koloryzacji mnóstwo włosów mi wypadało, ale o dziwo, nie wypada ich więcej, niż przedtem.
Ale przejdźmy do rzeczy :
Jak widzicie, nie ma już odcienia rudości. Ostatnio eksperymentowałam z olejem kokosowym, bo jednak 400 ml stoi na półce i się marnuje, ale bardzo żałuję tego doświadczenia. Miałam jeden wielki puch i przesusz... Skręt jest luźniejszy, jednak myślę, że to po części "wina" tego, iż ostatnio z braku czasu szybko włosy suszyłam na szczotce. 
Jak wyglądał styczeń dla moich włosów? W zasadzie bez większych zmian : olejek łopianowy z papryką na skalp, babydream fur mama na długość, plus jako wcierka woda brzozowa ( daję jej drugą szansę), odżywka Schauma krem i olejek, szampon Babydream, jednak skończyła mi się Joanna pokrzywowa i szukam dobrego i taniego szamponu oczyszczającego, może macie jakieś propozycje?  Maski raz na tydzień: kallos latte oraz maska z ziai, którą obecnie testuję i być może w tym miesiącu opowiem Wam o niej co nie co. Zabezpieczanie końcówek tradycyjnie jedwabiem Marion.
Tak wygląda pasmo z bliska, jak widać, kolor się już na szczęście spłukuje, lok jest luźny i co najważniejsze, sprężysty. Włosy w końcu pięknie błyszczą, koleżanki to zauważają, co jest nie lada wyczynem, zauważyć, że ten loczek spuszony jednak jest zdrowy ;) Plus zacytuję przyjaciółkę :" Jeeeeej, ale masz miękkie włoski... Co Ty z nimi robisz? ". 

Plany na luty: 
powrócić do suplementacji, zadbać o przyrost oraz wyhodować babyhairy. Trzymać się zdrowego odżywiania, jeździć na rowerku stacjonarnym ile wlezie, zadbać o zaniedbane paznokcie, przeczytać dwie książki spoza akademickich. :) 

Ponadto zostałam otagowana przez Kanę.

Szczegółowe zasady zabawy/wyróżnienia są następujące: każdy nominowany blogger powinien:
  • podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu,
  • pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu,
  • ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie,
  • nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują,
  • poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.  



Oto 7 faktów dotyczących mnie:

1. Jestem zapaloną tatromaniaczką, chyba nawet większą niż włosomaniaczką ;). Tęsknię do moich ukochanych szlaków, nie cierpię Krupówek. Gdybym mogła, zamieszkałabym w drewnianym domku na Podhalu z mężem oraz dziećmi (ok, muszę się jeszcze ich dorobić, ale to szczegół przecież;p ), a w ogrodzie hasałby owczarek podhalański. Uwielbiam sztukę ludową, a w szczególności właśnie z tych terenów. 
2. Moim wielkim marzeniem jest posiadanie małej kawiarenki, którą urządziłabym wg własnego upodobania, na półkach stałyby książki, które goście mogliby czytać przy porannej kawie, albo połączyłabym kawiarnię z biblioteką. W wazonikach stałyby bukieciki lawendy, świeżej lub suszonej, ciasta piekłabym sama. 
3. Uwielbiam czytać. Mam bzika na punkcie książek, mój mężczyzna wie, że książka to dla mnie będzie prezent trafiony ( o ile nie będzie to fantastyka, albo jakaś Grocholanka ;) ). 
4. Moja prababcia miała naprawdę barwny życiorys i kiedyś dokończę pisać o Niej książkę, albo chociaż będzie Ona moją inspiracją ;). Nigdy Jej nie poznałam, zmarła, gdy miała 33 lata. 
5. Uwielbiam pisać piórem. Na studiach trochę odwykłam od tego, a mój ukochany, jednak już staruszek parker powoli kończy swój żywot. 
6. Mieszkam w domu z ogrodem i uwielbiam okres od ciepłej wiosny do późnej jesieni. Śniadania przed domem, czytanie książki pod drzewem, polewanie się wodą z węża w upały z Ukochanym oraz wiele innych... i to w mieście ;) 
7. Mam manię kupowania lakierów do paznokci... Mam całe pudełko, ponad 30 buteleczek... 
No to na tyle o mnie,  a na opowiedzenie o sobie zapraszam: 


1.  http://kreconowlosa.blogspot.com/
2. http://hair-and-nails-aiv.blogspot.com/
3. http://hair-and-food.blogspot.com/
4. http://ojkarola.blogspot.com/
5. http://kokardka-mysi.blogspot.com/
6. http://poradyherrbaty.blogspot.com/
7. http://kosmetyczny-raj.blogspot.com/
8. http://kosmetycz-niepowaznie.blogspot.com/
9. http://siempre-la-belleza.blogspot.com/
10. http://pinknponk.blogspot.com/
11. http://mudidudi.blogspot.com/
12. http://kosmetycznie-urodowo.blogspot.com/
13. http://innka88.blogspot.com/
 Tak, wiem, miało być 15, no ale bez przesady ;)
Zapraszam do zabawy ;)

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Jak śpi włosomaniaczka?

Witajcie! Dawno mnie tu nie było, a to za sprawą sesji... Tak, studia jednak trochę odwracają moją uwagę od tego, co przyjemne, czyli blogowania. Nie mniej jednak, znalazłam wolną chwilę, by coś Wam napisać ciekawego.
Najpierw chciałabym opisać, jak ja śpię. Oczywiście nic bardziej mylnego - nie dodam swojego zdjęcia, jak śpię, czy nagrania, jak chrapię ( ponoć tego nie robię;p).
Chyba żadna z nas nie lubi tego momentu zaskoczenia porannego, kiedy nie wie, czego biedna może się spodziewać po swoich włosach. Najgorzej chyba w tej kwestii mają kręconowłose... Sama niejednokrotnie budzę się w napuszonych lokach, o których nie mogę powiedzieć, że są lokami, a raczej bezkształtnymi strąkami, smętnymi... Najgorsze jest jednak gniazdo na czubku głowy. Mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi;D A mianowicie o to, jak na czubku głowy włosy dziwacznie odstają, tworzą dziwne prześwity etc.
Zdjęć prezentacyjnych nie mam, a uwierzcie mi, nic fajnego w takim widoku ;)
Pierwszym patentem wielu z Was jest poszewka z satyny, bądź z satyny bawełnianej. Osobiście wolę tę drugą opcję. Od miesiąca stałam się posiadaczką czterech ładnych, barwnych poszewek, dzięki którym moje włosy nie są napuszone jak u pudla o poranku. Zdarza mi się, że loki dzięki temu są dłużej utrzymane.
Druga sprawa, to związywanie włosów na noc. Osobiście preferuję koczka ze skarpetki. Tak, skarpetki, gdzie ucięłam miejsce na palce i zwinęłam w tzw. donuta. Najpierw LUŹNO związuję włosy gumką bez metalowych elementów na czubku głowy, następnie nakładam oponkę na kitka, posuwam jak najdalej... albo wiecie co? Dam Wam linka z tutorialem, same zerkniecie o co chodzi, bez zbędnego maglowania:
Dzięki temu, choć mam trochę krótkie włosy i póki co idealnie mi to nie wychodzi, to na drugi dzień mam miękkie fale, nie mam tzw. gniazda i w ogóle, nie ma wstydu ;D
Pozdrawiam!

sobota, 12 stycznia 2013

crème de la crème wśród stylizatorów ;)

Dzisiaj proponuję Wam recenzję bardzo lubianego przeze mnie kosmetyku do stylizacji włosów, o którym już wspomniałam w poprzednim poście. Oczywiście mowa o kremie do stylizacji Artiste.

Obietnice producenta: Krem do stylizacji Artiste Hair Care & Styling ułatwia ułożenie i zapewnia doskonałe utrwalenie nawet bardzo wymyślnej fryzury na wiele godzin. Dzięki zawartości wyciągu z aloesu, pielęgnacyjnego pantenolu oraz wosku pszczelego krem stanowi wyjątkowe połączenie perfekcyjnej stylizacji z troskliwą pielęgnacją włosów. Witaminy A i E odżywiają włosy, a specjalny dodatek wosku pszczelego pozwala zachować długotrwałą elastyczność fryzury. Filtr UV redukuje efekt płowienia włosów naturalnych i przedłuża trwałość koloru włosów farbowanych.

Moja opinia: Na samym początku oczywiście nikt by mi nie wmówił, że stylizator może odżywić włosy... Nie brałam nawet pod uwagę jakiejkolwiek poprawy stanu moich pasm pod wpływem tego kosmetyku. Co do płowienia włosów – nie miałam okazji zaobserwować wpływu promieni słonecznych, gdyż produkt zakupiłam pod koniec lata, kiedy moje włosy i tak były już wymęczone.
Po użyciu tego specyfiku mam sprężyste, bardzo przyjemne w dotyku loczki, mięciutkie i wygładzone. Nie ma efektu sklejonych włosów, jak w przypadku żelu, nie trzeba potem niczego ugniatać. Co więcej, nigdy nie miałam uczucia wysuszonych włosów po używaniu tego kosmetyku. Loki lśnią naturalnym blaskiem.

Zapach: Dla mnie bardzo przyjemny. Trochę przypomina mi zapach... pronto, takiego do mebli, jednak z większą nutą cytrusów.

Cena: około 6 zł za 150 ml.
Dostępność: w drogeriach Natura.
Opakowanie: bardzo funkcjonalne, słoiczek z plastiku, czyli się nie stłucze, można bez problemu zużyć do końca produkt.
Skład:
Aqua (Water),
 Glyceryl Stearate( emolient, tworzy warstwę ochronną, dzięki czemu pośrednio działa nawilżająco), Glicerin( humekant, działa nawilżająco),
 Cetearyl Alcohol( emolient, pośrednio działa nawilżająco),
 Caprylic( emolient, działa pośrednio nawilżająco)
, Capric Trigliceryde( emolient, działa pośrednio nawilżająco), 
Cera Alba( wosk pszczeli, ma pośrednie działanie nawilżające, łączy wodę z olejem),
 Dimethicone ( niegroźny silikon, łatwo zmywający się z powierzchni włosa, ma pośrednie działanie kondycjonujące) , 
Polyacrylate 2 Crosspolymer,( utrwala fryzurę),
 Thriethanolamine(składnik czynny), 
Panthenol) środek nawilżający oraz odbudowujący strukturę włosa),
 Aloe Barbadensis Leaf Extract) wyciąg z liści aloesu, działa nawilżająco),
 Polysorbate-20(tworzy emulsję),
 Thocopherol (witamina E),
Linoleic Acid( kwas linolowy, źródło kwasu omega 6) ,
 PABA( filtr UV),
 Retinyl Palmitate( witamina A),
 DMDM Hydantoin ( dość kontrowersyjny konserwant, rakotwórczy, przyspiesza starzenie się skóry w odpowiednich warunkach, jednak mamy go na końcu składu, ponadto kosmetyk zasadniczo nakładamy na włosy, więc nie ma co popadać w paranoję ;) ),
 Parfum (zapach) , 
Disodium EDTA( wytwarza konsystencję preparatu),
 Benzyl Alcohol( zapach jaśminu, kosnerwant, odpowiedzialny za konsystencję), Methylchloroisothizolinone (konserwant),
 Methylisothiazolinone (konserwant), 
Benzyl Salycylate (zapach), Citronellol (zapach), Eugenol (zapach), Geraniol (zapach), Hexyl Cinnamal( zapach), Hydroxycitrollal (zapach), Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexenne Carboxaldehyde ( zapach). 

Choć skład długi, moim zdaniem nie jest szkodliwy. Co więcej, nigdy nie widziałam innego stylizatora o tak łagodnym składzie. Dużo zapachów, jednak pod koniec składu. Jeden nieszkodliwy silikon, bardzo dużo substancji kondycjonujących, odżywczych...

Miałyście styczność z tym kosmetykiem? Jakie są wasze wrażenia? Skusiła Was moja recenzja?
Pozdrawiam bardzo ciepło! Was też tak zasypało? :)

niedziela, 6 stycznia 2013

Podsumowanie roku 2012.

Mam świadomość, że pewnie robię to jako jedna z ostatnich blogerek, jednak wybaczcie, czuję potrzebę podzielenia się tym, co ten rok dla mnie znaczył. Przede wszystkim początek włosomaniactwa. Blond na włosach, 2/3 włosów do ścięcia, kolka nerkowa i inne tym podobne atrakcje ( nie polecam nikomu), wiosna, chęć rozkręcenia przyrostu, znalezienie blogu Anwen, pach! Wpadłam. Mimo że bloga piszę od niespełna trzech miesięcy, to tak naprawdę moja przygoda z dbaniem o włosy zaczęła się w okolicy czerwca. Po długim biciu się sama ze sobą w sumieniu, założyłam tego oto bloga i piszę, gryzmolę, skreślam takie oto durnoctwa moje wymyślne ;). Włosy urosły od kości żuchwy sporo za kości obojczyka. Pora na najważniejsze, wytypowanie moich ulubieńców ubiegłego roku, w kilku kategoriach:
  1. WŁOSY.
    * szampon – bez ogródek, bez głębszych refleksji – Alterra, szampon nawilżający, granat i aloes. Nigdy po nim nie miałam przesuszu, dobrze zmywał oleje, włosy zdecydowanie bardziej były zdyscyplinowane. Zapach niedrażniący.






     
    * odżywka – Garnier, odżywka z awokado i masłem karite. Towarzyszyła mi podczas zeszłego roku najczęściej. Najbardziej uniwersalna, o przyjemnym składzie, niezawodna.





    * maska – Kallos latte. Sprawia istne cuda na moich włosach. Są sypkie, miękkie, pachnące, sprężyste. Dyscyplinuje i wygładza.







    * stylizator – Artiste, Hair Care & Styling, Krem do stylizacji włosów. Przyjemny skład, cudowny zapach, gładkość i sprężystość loczków po aplikacji. Jak dla mnie jest to trochę dziwne, że w blogosferze jest o nim tak cicho... Postaram się skleić dobrą recenzję produktu na dniach ;)





  2. PIELĘGNACJA TWARZY.
    * mycie – Oriflame, Mleczko oczyszczające 3 w 1 Essentials. Konsystencja mleczka, brak SLSu w składzie, cudowny zapach (trochę jak melon) oraz brak wysuszenia cery... Strzał w dziesiątkę przy mojej problemowej cerze!




    *peeling – Avon Clearskin, Blackhead Clearing Daily Cleanser – choć producent uważa, że jest to produkt, do codziennego użytku, ja sięgam po niego raz na tydzień, w celu dogłębnego oczyszczenia twarzy. Efekt? Niesamowicie gładka cera.







    *nawilżenie – Ziaja, krem bionawilżający do cery tłustej i
    mieszanej z białą herbatą. Apetyczny zapach, brak tłustego filmu, zadowalające nawilżenie i brak zatkanych porów.






  3. KOLOROWO MI...
    *podkład – matujący podkład w musie „idealna cera”. Dzięki niemu mogłam odstawić krem matujący do szuflady. Bardzo wydajny oraz trwały, daje naturalny efekt.






    *tusz do rzęs – Wibo growing lashes – mój ideał póki co. Bardzo niska cena oraz jakość, porównywalna do maskar z wyższych półek cenowych, z rzędu 40 zł. Nie wiem jak on to robi, ale moje rzęsy w końcu potrafią jakoś wyglądać ;)


To by było na tyle. Jestem szalenie ciekawa, jak moje zestawienie z roku 3013 będzie się prezentować na tle zeszłorocznego ;)
Pozdrawiam Was gorąco, Kochane!

P.s. Ze styczniowej aktualizacji włosów chyba będę musiała zrezygnować, ponieważ moja karta pamięci z aparatu się najzwyczajniej... rozleciała.  Nie będę się wygłupiać i robić zdjęć komórką.:(
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger... .linkwithin_posts a div div { -webkit-border-radius: 60px; -moz-border-radius: 60px; border-radius: 60px; }