piątek, 28 grudnia 2012

Małe zakupy, czyli to, co duże dziewczynki lubią NAJBARDZIEJ ;)

Witajcie!
Z okazji moich ostatnich zakupów w galerii stałam się posiadaczką kilku drobnych kosmetyków. Już pomijając uzupełnianie szafy, postaram się Wam szybko i w miarę czytelnie zaprezentować łupy :
 1. Green Pharmacy, olejek łopianowy z czerwoną papryką - która włosomaniaczka nie chciałaby go chociaż przetestować! W końcu udało mi się go dorwać w Naturze za 6 zł, od dziś wmasowuję w skalp, może ruszy się przyrost ;)
2. Marion, Natura Silk - jedwabna kuracja. Wersja większa, 50 ml. Miałam wersję 15 ml, która się świetnie sprawdziła. Cena w Naturze - 8 zł.
3. Golden Rose, Paris, nr 111. Tak, jestem maniaczką lakierową. Mam pokaźny zbiorek, słynnych lakierów nude mam kilka, jednak dopiero ten spasował mi najbardziej ;). Mogę od siebie dodać, że lubię lakiery tej marki za ich cenę oraz jakość.
4. Flormar, pretty. Lakier "mini". Jak dla mnie idealna pojemność, bo nie lubię moich paznokci ciągle w tym samym odcieniu. Dostałam tę buteleczkę od TŻa, jako wielbiciela czerwonych pazurków.
 5. Sensique, matt finish powder - puder nie za ciemny, nie za jasny, nr 04. Teraz w sumie stwierdzam, że mogłam wybrać ciut jaśniejszy, ale nie będzie najgorzej, gdyż mam coraz mniejszą potrzebę matowienia cery. Zapach ma przyjemny, recenzje na wizażu oraz wśród bloggerek całkiem dobre, a nawet bardzo dobre, nie wspominając o cenie ( 8 zł)... Musiałam spróbować!
6. Patyczki drewniane do odsuwania skórek. Co tu dużo mówić ;) Drewniane są najmniej inwazyjne dla płytki paznokcia. Jak widzę metalowe dłutka, to mnie skręca...

Miałyście te produkty, używałyście? A może chciałybyście, żebym coś w przyszłości zrecenzowała?
Pozdrawiam ciepło!


niedziela, 23 grudnia 2012

Drugie podejście do awokado...

Witajcie!

Na wstępie z racji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia pragnę Wam wszystkim życzyć wielu rodzinnych chwil, wspaniałego nadchodzącego roku, a przede wszystkim włosowych inspiracji na każdy dzień. Niech nadchodzące święta będą dla Was szansą  na odpoczynek, ale także na refleksję nad Waszym życiem. To bardzo piękny czas, zatem radujcie się! :) 




Naczytałam ja się mnóstwo pozytywnych opinii o działaniu awokado na włosy, co w sumie jest oczywiste, jeśli kiedykolwiek miało się do czynienia z tymże owocem ( po konsystencji poznamy dość łatwo oleistą konsystencję, lekko mączną), dlatego też uraczyłam swoje pukle taką oto maską. Podaję składniki :





składniki:
-pół dojrzałego owocu awokado ( mam włosy trochę za ramiona, więc ilość w zupełności wystarczająca),
-łyżeczka miodu ( użyłam domowy miód z mniszka lekarskiego),
- łyżka oleju z pestek winogron.

Wykonanie:
miąższ wydłubuję łyżeczką, powinien on bardzo łatwo odchodzić i nie tworzyć grudek, gniotę widelcem owoc na papkę, przeciskam przez kawałek pieluchy ( uwierzcie, bardzo trudno usunąć z włosów wyschnięte kawałki awokado, w szczególności, jak nie jest specjalnie dojrzałe), dodaję miód oraz olej. Następnie trzymam nakładam papkę na włosy.

I tu pojawiają się schody. Moje pierwsze, odległe podejście do takiej maski była o tyle owocna, o ile ta wczorajszo-dzisiejsza okazała się totalną klapą. Postanowiłam trzymać ją na całą noc pod czepkiem. Rano przy zmywaniu okazało się, że moje włosy są totalnie splątane, nawet babydream nigdy mi ich tak nie splątał! Po spłukaniu okazało się ponadto, że pasma są spuszone i matowe. Nie sądzę, że chodzi tu o porowatość włosa, gdyż awokado zawiera przede wszystkim tłuszcze jednonienasycone. Olej z pestek winogron również działa na moje włosy zbawiennie, zatem jako winowajcę typuję miód.

Jakie plany na przyszłość? Chcę wykorzystać owoc awokado do podobnej maski, jednak spróbuję bez miodu, być może z odrobiną jogurtu naturalnego, albo maski kallos, a przede wszystkim z olejek z pestek winogron. Czas całego zabiegu będzie się wahać od godziny, do dwóch. Wszlekie obserwacje umieszczę na blogu oczywiście ;) Dziś zdjęcia nie będzie, chyba nikt nie chciałby zobaczyć puszących się włosów.

Czy Wy miałyście do czynienia z awokado w pielęgnacji włosów? Jak ono na wasze pukle wpływa?
Pozdrawiam.


piątek, 14 grudnia 2012

Widmo kosmetyki - uwaga bubel!

Musicie wiedzieć, że ten wpis jest bardzo subiektywny( jak większość na tego typu blogach :) ), ponieważ chcę Wam opisać moja historię z pewnymi kosmetykami do włosów i nie tylko... którym nie zawdzięczam generalnie NIC.
Gotowe?? To zaczynamy :
1. Odżywka Joanna Naturia do włosów farbowanych, mak i bawełna.
Kupiłam pod wpływem wizażu i blogerek. Myślałam, że faktycznie jest dobra, a że znalazłam w sklepie osiedlowym na półce za śmieszną cenę, wrzuciłam do koszyka. Od samego początku mnie drażniła. Ma strasznie chemiczny, gryzący się zapach. Konsystencja jest diabelsko wodnista i jakaś taka niedorobiona. Z moimi włosami nie robi zbyt wiele, choć wydaje mi się, że nie poprawia skrętu, a wręcz rozprostowuje... Wszystko to zniechęca mnie do jej używania, dlatego też nie stosuję regularnie...
Totalnie nie rozumiem zachwytów nad nią... Może spróbuję jako pierwsze omo, ale i tak zazwyczaj mam olej. Być może to jej szansa na to, bym wypróbowała mycie włosów odżywką? Zobaczymy ;)


2. Isana woda brzozowa.


Jak ją stosowałam, włosy mi się szybciej przetłuszczały, co przecież przeczy obietnicom producenta! Nie miałam łupieżu, może dlatego, że wcześniej również go nie miałam?? :) Co do porostu włosów... Również nic nie czyniła w tym kierunku. Mam 3/4 wielkiej butli, może podejdę do niej po raz drugi, jak będzie cieplej, w zimę nie lubię żadnych wcierek etc.





3. Tusz do rzęs w tubce.
Powiem szczerze, liczyłam na ten produkt. Mam proste, rzadkie rzęsy, długie, ale rzadkie. Po poszukiwaniach ( nieustannych) tuszu magika, który choć trochę coś wesprze matkę naturę, od tych super drogich, po te taniutkie, zdecydowałam się na to maleństwo. Za 3.80 kupiłam coś, co w sumie przyjemnie pachnie, ale wygląda na brąz. Nie na czerń, jak jest napisane na tubce. Ponadto konsystencja ma wiele do zarzucenia, jest jakaś taka tłusta, co wg mnie stanowi problem braku przyczepności do rzęs. Umieściłam produkt w opakowaniu po bardzo dobrym tuszu z rewelacyjną szczoteczką, a tu klapa. Na rzęsach nie ma NIC. Obecnie mam inny bardzo dobry tusz, za bardzo niską cenę, ale o nim może kiedy indziej ;)

A Wy używałyście tych kosmetyków? Co o nich sądzicie? A może same znacie takie buble, które choć polecane, się nie sprawdziły u Ciebie? Zachęcam do dyskusji ;)

piątek, 7 grudnia 2012

Recenzja odżywki Schauma krem i olejek









Powiem szczerze, że dość długo zastanawiałam się, czy w ogóle wrzucić do koszyka ten produkt...  Dwa miesiące temu wróciłam z tą odżywką do domu. Spojrzałam spokojnie na skład i w sumie miło się zaskoczyłam. Proszę, oto on:

Na sam początek mamy same dobroczynne składniki : panthenol, kreatynę, olejek arganowy... Nie zawiera silikonów (Pq 37, który jest o wiele mniej szkodliwy niż silikon, o wiele szybciej się spłukuje ). Moją większą uwagę przykuły tajemnicze substancje na samym końcu składu, jednak są to barwniki chemiczne ( o ile dobrze zrozumiałam z angielskiego ;) ).

Opakowanie : standardowe dla Schaumy, bardzo mi się podoba, poręczne, pojemnik stoi na otwarciu, dzięki czemu łatwiej będzie nam wydobywać kosmetyk pod koniec.

Obietnice producenta: "do włosów łamliwych z rozdwajającymi się końcówkami. Kremowa formuła odżywki z olejkiem arganowym i o zapachu kwiatu wanilii regeneruje zniszczone włosy i rozdwajające się końcówki. Formuła z intensywnie pielęgnującymi proteinami przywraca włosom utracone proteiny."

Zapach : cudowny, o ile ktoś lubi słodkie zapachy, trochę wręcz duszące. Nie wyczuwam wanilii, jednak zapach nieco przypomina ten z kallosa latte, jest trochę bardziej orientalny, kadzidlany.

Konsystencja: gęęęęsta, czyli taka, jaką moje włosy lubią najbardziej. Z powodzeniem może być trzymana nieco dłużej bez obawy, że spłynie z włosów.

Działanie i moja ocena: Co tu dużo pisać. Mnie zadowala. Włosy są sypkie, lejące, wygładzone, że hej i ta miękkość... Lekko wspomaga skręt moich łamańców, otula włosy cudownym zapachem, który nie zanika na włosie. Nabłyszcza i delikatnie nawilża. Moim zdaniem trochę porównywalna do słynnej odżywki garniera z awokado i karite, może nawet trochę bardziej treściwsza. Warta Waszej uwagi ;)

Cena: 6  - 8 zł

Pewnie nie kupię w najbliższym czasie kolejnej butelki, może dlatego, że nie chcę włosów przyzwyczajać do jednego produktu i lubię eksperymentować ; )  Miałyście styczność z tym kosmetykiem? Jakie są Wasze wrażenia? Ponadto zastanawiam się, czy od czasu do czasu napisać post niewłosowy, dajmy na to raz na miesiąc, o innych kosmetykach, o moim życiu, odczuciach, przemyśleniach... Co o tym sądzicie? Pozdrawiam Was cieplutko!

P.s.: Ostatnio byłam u TŻa na noc i umyłam swoje włosy Jego szamponem, z chmielem, kreatyną ( schauma dla mężczyzn, być może kiedyś o nim wspomnę), nie użyłam żadnej odżywki, stylizatora i oto tak prezentowały się moje włosy. Byłam zaskoczona!

Przepraszam za jakość jak z suszarki ;)

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Moje włosy w pełnej krasie.

W końcu dorobiłam się jako takich zdjęć moich włosów, więc mogę je Wam w końcu pokazać w pełnej krasie. Oto one:


Musiałam je trochę przyciemnić, stąd te trochę sztuczne kolory, ponieważ na pomysł o zrobieniu zdjęć wpadłam po 15, więc oświetlenie sztuczne wchodzi w grę. Jak tak teraz patrzę na nie, widzę, że jest z nimi coraz lepiej. Nie ma już takiego przesuszu jak dawniej, mam mnóstwo babyhair, jak robię kitka, mam małą grzyweczkę;D

Co w listopadzie z nimi działałam?

Oleje: z pestek winogron, babydream dla dzieci
szampon: babydream, facelle sensitive, alterra makadamia i figa, joanna rzepa
maski: kallos latte (ona potrafi uzależnić...)
odżywka: garnier awokado i karite, schauma, krem i olejek
inne: humavit z 4 tabletki dziennie, pokrzywa od czasu do czasu, tran ( jednak on w walce o odporność)
końcówki zabezpieczałam jedwabiem marion, który mi się kończy i się zastanawiam, czy ponownie kupić go, ale w większej porcji, czy kupić jedwab chi.

Nadal mam dylemat odnośnie modelowania moich włosów... Mam żel z delii, w którym faktycznie można znaleźć proteiny jedwabiu oraz krem z natury artiste z aloesem oraz woskiem pszczelim... Próbowałam z lnianym glutkiem, jakieś efekty były, ale to chyba nie dla mnie...

Pozdrawiam!

piątek, 23 listopada 2012

Czym odżywić włos od wewnątrz?

Myślę, że warto zwrócić uwagę także na pielęgnację "od środka" swoich włosów. Sama stosuję kilka sposobów na zdrowsze loki, dlatego też napiszę dziś o nich, ale nie tylko, bo być może komuś przypasuje coś innego ;)

1. Drożdże. Chyba wszyscy słyszeli o piciu drożdży, które ponoć dają świetne efekty. Osobiście nie piłam ich, raczej ze względów smakowych, ale łykam tabletki, o których poniżej wspomnę.
Receptura cud-napoju to nic innego jak 1/4, lub 1/2 kostki drożdży zalana wrzątkiem ( by drożdże zabić, aby nie fermentowały w żołądku). Można napój wzbogacać o mleko, kakao, jogurt, płatki... co kto chce, by lepiej smakowały. Należy też pamiętać, że u większości osób może nastąpić wysyp na twarzy krostek, podobnych do tych z okresu około-menstruacyjnego.

2. Pokrzywa. Moja ulubiona herbatka ziołowa. Ma wszechstronne niemal działanie lecznicze, jednak dla mnie najważniejszą funkcją jest oczyszczenie nerek, złagodzenie bólu kolki nerkowej oraz właściwości moczopędne. Jednak nie o tym powinnam tu pisać ;)  Dla włosów ma działanie wzmacniające oraz przyspieszające ich porost. Jeśli nie lubicie jej smaku, wystarczy zaparzyć ją z torebką mięty lub innej herbaty, którą lubicie, albo najzwyczajniej posłodzić pół łyżeczki i jest naprawdę smaczna. Warto pamiętać również o płukankach do włosów.

3. Skrzyp polny. Ma w zasadzie podobne działanie do pokrzywy, jednak w odróżnieniu od niej, może wypłukiwać z organizmu witaminę B1. Jeśli jednak ktoś pije jednocześnie drożdże oraz skrzyp, nie ma czym się martwić ;)

4. Suplementy diety, tabletki. Na rynku jest mnóstwo różnych preparatów bogatych w składniki korzystnie wpływające na włosy. Jestem zwolenniczką empirycznego doświadczenia z takimi specyfikami, więc nie będę mówić, co musicie koniecznie kupić, a co odradzam. Sama stosowałam kilka preparatów w przeszłości oraz obecnie i najlepiej działa na mnie Humavit Z, w którego składzie znajdziemy drożdże piwowarskie, skrzyp oraz pokrzywę. Również tutaj nastąpi po około dwóch tygodniach stosowania drobny wysyp na twarzy, jednak dla mnie jest to dowód, że formuła leku działa. Po pierwsze zanieczyszczenia cery wychodzą na "wierzch", cera w naturalny sposób oczyszcza się, po drugie, stanowi to niezbity dowód na to, że preparat działa;) Skład jest bardzo przyjazny, naturalny. Bardziej popularne wśród blogerek i włosomaniaczek suplementy to:
-Vitapil,
-Merz Specjal,
- calcium pantothenicum,
- skrzypovita.

5. Żelatyna. Sama nie jestem zupełnie przekonana do picia żelatyny, jednak stosowałam raz laminowanie włosów i mi się nie powiodło. Być może kiedyś spróbuję inną metodą.

6. Siemię lniane. Picie wywaru nie należy do najprzyjemniejszych, z racji konsystencji, ale poprawia kondycję włosa, uelastycznia go, wygładza, nawilża. Jednak podobnie jak w wypadku żelatyny, wolę stosować zewnętrznie.

7 I NAJWAŻNIEJSZE - odpowiednia dieta! Oczywiście nie mówię, że trzeba się odchudzać, nie jeść słodyczy itp. Jednak warto przerzucić się na zdrowsze przekąski, np. pestki słonecznika, czy dyni. Ponadto wskazane są: warzywa strączkowe, ryba oraz tran, ciemnozielone warzywa typu brokuł, szpinak, czy sałata, orzechy, jaja, ziarniste jedzenie   (zarówno wielo- jak i gruboziarniste), białko.

Uważam, że najpierw powinnyśmy zadbać o nasze menu, a dopiero potem dobrać suplementy, herbatki itp. względem naszych deficytów w organizmie na daną substancję. Nie bądźmy też lekomankami, które łykają mnóstwo kapsułek na włosy. Ja obecnie łykam tran oraz humavit, jednak tran z czysto zdrowotnych względów.

A Wy, moje drogie, znacie jakieś sposoby na odżywienie włosów od wewnątrz?
Podzielcie się z nami ;)

piątek, 9 listopada 2012

Kiedy choruję... || wyróżnienie w Liebster blog

 Późną jesienią, wczesną zimą, przychodzi taki moment, że wiele z nas choruje, czy to zwykły katar, czy to dłuższe wylegiwanie się w łóżku... Mniej więcej w takim stanie obecnie jestem, co zainspirowało mnie do napisania tej notki. 

Dlaczego dbanie o włosy w chorobie może być bardziej kłopotliwe? 
To oczywiste, nie zawsze mamy na to siły. Najczęściej jak choruję, mam mocne zawroty głowy, jest mi non stop słabo i najchętniej nie wychodziłabym z łóżka. Nie wyobrażam sobie w takim stanie nachylać głowy nad wanną, albo odchylać jej do tyłu. 
Ponadto często nasze cebulki są bardzo wrażliwe i każdy najmniejszy dotyk włosów obfituje w ból głowy. 
Niewątpliwie silne leki mają negatywny wpływ na kondycję naszych włosów, osłabiają ogólnie nasz cały organizm. Jeśli włącza nam się tryb leżenia całą dobę pod kołdrą, dochodzi nieustanne pocieranie włosami o powłoczkę poduszki. 

piątek, 2 listopada 2012

Krótka ballada o szamponie.

Szampon. Nasze babcie przez to pojęcie rozumiały produkt do oczyszczenia włosów. Z biegiem lat i z ciągłym rozwojem gospodarczym, na rynku pojawiały się coraz to bardziej "lepsze" kosmetyki, obiecujące cuda na naszych włosach.
Pozwolę sobie dziś opowiedzieć moje doświadczenia z szamponami, jak to było dawniej, jak to jest dziś.

Jako nastolatka borykałam się z problemem łupieżu. Używałam szamponów przeciwłupieżowych, drogich i drogeryjnych, typu Head & Shoulders. Mimo to, łupież wracał. Następnie przez długi czas używałam szamponowych bomb silikonowych, łupież często powracał, nie był to tzw. biały śnieg, ale gdzieniegdzie pod pasmami włosów widać było małe białe potworki.

Nadszedł ten moment, kiedy pożegnałam się całkowicie z tym nieprzyjemnym zjawiskiem, a mianowicie, jak zaczęłam myć swoje włosy delikatnym szamponem Babydream. Ma on swoje zwolenniczki, jak i przeciwniczki. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy.

niedziela, 28 października 2012

Największe błędy początku włosomaniactwa...

Nie ma co ukrywać, że początki również we włosomaniactwie bywają trudne:) Sama się o tym dość mocno przekonałam, na szczęście szybko zareagowałam zmianą. Warto zawsze podchodzić do nowych kosmetyków z głową;)

1.Kupowanie wszystkich kosmetyków jakich popadnie tylko dlatego, że jakaś dziewczyna poleca go na swoim blogu. Każda z nas ma inny typ porowatości, inne włosy, inną strukturę, a w końcu jest na innym etapie dbania o swoje pukle, więc nie ma na co liczyć że  we wszystkich wypadkach te same kosmetyki poskutkują. Miałam taką wpadkę z olejem kokosowym. Zakupiłam czysty rafinowany, mam półlitrowy słoik tego cuda, a po drugiej aplikacji odkryłam, że czyni on cudowny puch na moim i tak wiecznie spuszonych włosach. Próbuję dać mu szansę pod inną postacią i w innym wykonaniu, ale są takie kosmetyki, które  nie będą mogły odnaleźć się w innej roli i będą to niestety pieniądze wyrzucone w błoto. Włosomaniactwo nie jest drogie, jeśli jest czynione z głową ;)

2. Robienie wielkich zapasów jednego kosmetyku, bo akurat zadziałał pozytywnie. Włos nie lubi się przyzwyczaić do jednego specyfiku, co więcej, po pewnym czasie może się uodpornić na substancje zawarte w nim, albo najzwyczajniej przesycić. Jedynym produktem, który zakupiłam w zapasie jest szampon Babydream, który bardzo lubię i kiedy pojawił się w Rossmannie za 2,5 zł, zrobiłam zapas (sztuk 3).

3. Całkowite usunięcie silikonów z "jadłospisu" naszych włosów. O ile w szamponach one mogą nie służyć, oblepiać i obciążać, o tyle w odżywce, czy przede wszystkim serum na końcówki włosów są one niemal niezbędne. Dzięki popularnemu "jedwabiowi" w płynie możemy dłużej cieszyć się nierozdwojonymi końcówkami, wyglądającymi zdrowo.

4. Całkowita rezygnacja z szamponów ze SLeS, albo SLS. ( Wariantywnie Cocosulfate).
Nic nie wygląda gorzej od oklapniętych włosów, które niby umyte, a wyglądają na brudne... Przy pielęgnacji delikatnymi detergentami do mycia, należy urządzić swoim włosom przynajmniej raz na dwa tygodnie swoisty "detoks". Oczyścić je szamponem o prostym składzie, ze SLeS, albo SLS. Patrząc na skład, należy wykluczyć wszelkie silikony, które nie pozwolą osiągnąć zamierzonego efektu  - czystości włosa. Ten zabieg ma służyć zmyciu wszelkich pozostałości olejów, masek, odżywek, płukanek itp., które się nadbudowały na włosie.

5. Nadmierne dotykanie włosów.
Kiedy włos staje się przyjemniejszy w dotyku, a czego na pewno doświadczyła każda z tych, która zaczęła dbać o swoje pukle, chęć dotykania swoich włosów jest większa. Jednak ma to swoje minusy. Włosy szybciej się przetłuszczają, często zostaje nadszarpnięty i może po prostu wypaść, a  w przypadku włosów falowanych i wzwyż skali, aż do przysłowiowego baranka, takie głaskanie dotykanie rozprostowuje skręt i puszy.

6. Przesada w odżywianiu.
Jak dla mnie, ma to swoje minusy. Nie lubię nadmiernej pielęgnacji, gdzie mój tygodniowy harmonogram byłby przepełniony codziennym myciem, maską, odzywką, płukanką, nie wspominając o olejowaniu... Strata czasu jak dla mnie. Owszem, olejuję włosy przed w zasadzie każdym myciem, ale myję włosy co dwa dni. Maskę nakłam raz w tygodniu. Odżywkę bez spłukiwania na kilka minut, ewentualnie na chwilę, jak się spieszę. Mogę pozwolić sobie na więcej czasu? Nakładam maskę pod czepek i czapkę wełnianą na godzinkę. Nie robię takich cudów ze zwykłą odżywką. Zresztą... O tym post będzie niebawem następny.

7. Popadanie w panikę, w wielkie emocje, jak chodzi o nasze włosy. Tu muszę się przyznać, tego problemu nadal nie potrafię zwalczyć... Nie pozwalam swojemu chłopakowi dotykać się po włosach, jak mam  je wyprostować, to potrafię godzinami rozmyślać, czy naprawdę warto i w ogóle rozpatrywać wszelkie za i przeciw, potrafię czasem siąść i zdać sobie sprawę, ile te włosy teraz dla mnie znaczą i jak bardzo boję się, że będą takie jak kiedyś... Tak, to już chyba natręctwo, niestety dotyczy ono nie tylko mnie... Jest sporo takich kobiet, które wpadając we włosomaniactwo, myślą w podobny sposób. Można traktować to jako pozytyw, że zależy nam na dbaniu o włosy i chcemy dla nich dobra, ale gdy przychodzi chwila rozwagi... Co teoretycznie stanie się z naszą psychiką, kiedy nie daj Boże trzeba będzie brać chemię? W jakim stanie będziemy, kiedy przyjdzie nam się pożegnać z naszymi długimi, pięknymi, zadbanymi włosami, które dla nas nie są tylko zwykłą ozdobą, ale powoli przekształcamy je w swoje osobiste bóstwo...

Przepraszam, że kończę tak negatywnie, jednak myślę, że to jest najpoważniejszy problem wielu włosomaniaczek. Nie chodzi mi oczywiście o nowotwór, ale o ideologię dorobioną do włosa podczas pielęgnacji. Pięknie, dbamy o włosy, wychodzi nam to, ale za jaką cenę?

poniedziałek, 22 października 2012

Moja krótka historia ...

... a raczej jej początek ;)
Myślę, że nadszedł czas, by pokazać, jakie efekty uzyskałam w ciągu tak krótkiego czasu. W nastepnym wpisie zaprezentuję dzięki jakim metodom oraz kosmetykom udało mi się dotrzeć do tego momentu.

Jak nie wiadomo od czego zacząć, to należy pisać to, co działo się na początku.
Jako mała dziewczynka miałam gęste włosy, o kolorze ciemny blond, z tendencją do skrętu. Można sobie wyobrazić san.su.si z dzieciństwa, jako małego aniołka, z aureolką złocistych włosów wokół głowy. Już wtedy mi to przeszkadzało!
Mama myła mi włosy szamponem Johnson's Baby z rumiankiem, a kiedy przyszedł czas nastoletni, używałam popularnego Head&Sholuders, który w latach 90 był chyba swoistym symbolem dobrego kosmetyku...
Odżywki? Owszem, ale sporadycznie, jak mi się przypomniało. 
Świadomą posiadaczką włosów falowanych/kręconych stałam się w 3 klasie gimnazjum. Wówczas potrafiłam wydobyć piękno z nich, za pomocą kilogramów stylizatora, pianki plus żelu. Kupiłabym wówczas każdy kosmetyk, który w nazwie miałby napisane : do włosów kręconych.
Miałam na włosach bardzo dużą ilość przeróżnych szamponetek, farb, prostowałam czasami przez okres 2 lat, codziennie... Najgorsze wspomnienie moje włosy mają z tego, jak zdeterminowana do bycia blondynką, sięgnęłam najpierw po Casting tonujący o 3 tony,a  na drugi dzień po rozjaśniacz Joanny. Po dwóch miesiącach poprawiłam kolejny raz blond. Po tygodniu zaś, zafarbowałam szamponem do 28 zmyć Palette, na czekoladę. Po dwóch miesiącach znowu... Mniej więcej późną wiosną tego roku, odkryłam hasło : WŁOSOMANIACTWO.... i przepadłam.
Oto zdjęciowa oś czasu :
                                          Tak moje włosy wyglądały jeszcze rok temu... Za każdym razem.
                                            Tu włosy w maju. Mniej więcej za kilka tygodni zacznę w końcu coś z nimi robić. Jak widać, prostownica, szampon na rozjaśnianych włosach, suchość, brak blasku nawet w słońcu!
















Oba zdjęcia zrobione w wakacje, w okolicy lipca. Włosy przesuszone, szampon zmyty, końcówki popalone... Tutaj w ruch już poszły pierwsze włosomaniackie zachowania, o których powiem więcej następnym razem... ;)










Zdjęcia z dziś. Bardzo rozmazane, ale pokazują, że włosy nie są już wysuszone, błyszczą ( bez flesha), wyglądają zdrowo, mam przynajmniej taką nadzieję... ;) Moje włosy maja dziś totalny oklap, pierwszy raz na żelu lnianym, mało umiejętnie, dlatego wstawię jeszcze zdjęcie sprzed tygodnia:
Kurczę, aż sama się dziwię, że moje włosy były wówczas w tak dobrym stanie, po dwóch godzinach tańca ;)

Mam nadzieję, że choć odrobinę widać jakąkolwiek różnicę... W dotyku jest nieziemska, w długości również. Właśnie! W lutym ścięłam włosy na boba, bardzo krótkiego, zważywszy na ich stan. Wówczas również prostowałam namiętnie, nie polepszając ich stanu... Nigdy więcej podobnych głupot!


sobota, 20 października 2012

Kolejna WŁOSOMANIACZKA na wolności! ;)

Dziś będzie krótko słowem wstępu.
Jestem włosomaniaczką od niespełna sześciu miesięcy. Początki były trudne, jak chyba zawsze.
W obroty szły różne specyfiki, odżywki, oleje, bez pomyślunku.
Jednak w życiu przychodzi taki czas, by przestać zatruwać swoim uzależnieniem najbliższych, ale założyć bloga, który będzie cierpliwie mnie znosić ;)
To nie jedyny powód mojej obecności w sieci. Mój mały zakątek w sieci będzie też możliwością usystematyzowania całej pielęgnacji oraz postępów.
Być może to, co osiągnęłam i do czego zmierzam dzięki wielu inspirującym osobom, m.in. Anwen i Lagoenie ( o czym One jeszcze nie wiedzą nic a nic, ale pewnie mają świadomość, że takich osób jak ja, jest mnóstwo) pokaże niektórym z pięknych kobiet, jak być jeszcze piękniejszą. Włosomaniactwo uzależnia ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger... .linkwithin_posts a div div { -webkit-border-radius: 60px; -moz-border-radius: 60px; border-radius: 60px; }