Musicie wiedzieć, że ten wpis jest bardzo subiektywny( jak większość na tego typu blogach :) ), ponieważ chcę Wam opisać moja historię z pewnymi kosmetykami do włosów i nie tylko... którym nie zawdzięczam generalnie NIC.
Gotowe?? To zaczynamy :
1. Odżywka Joanna Naturia do włosów farbowanych, mak i bawełna.
Kupiłam pod wpływem wizażu i blogerek. Myślałam, że faktycznie jest dobra, a że znalazłam w sklepie osiedlowym na półce za śmieszną cenę, wrzuciłam do koszyka. Od samego początku mnie drażniła. Ma strasznie chemiczny, gryzący się zapach. Konsystencja jest diabelsko wodnista i jakaś taka niedorobiona. Z moimi włosami nie robi zbyt wiele, choć wydaje mi się, że nie poprawia skrętu, a wręcz rozprostowuje... Wszystko to zniechęca mnie do jej używania, dlatego też nie stosuję regularnie...
Totalnie nie rozumiem zachwytów nad nią... Może spróbuję jako pierwsze omo, ale i tak zazwyczaj mam olej. Być może to jej szansa na to, bym wypróbowała mycie włosów odżywką? Zobaczymy ;)
2. Isana woda brzozowa.
Jak ją stosowałam, włosy mi się szybciej przetłuszczały, co przecież przeczy obietnicom producenta! Nie miałam łupieżu, może dlatego, że wcześniej również go nie miałam?? :) Co do porostu włosów... Również nic nie czyniła w tym kierunku. Mam 3/4 wielkiej butli, może podejdę do niej po raz drugi, jak będzie cieplej, w zimę nie lubię żadnych wcierek etc.
3. Tusz do rzęs w tubce.
Powiem szczerze, liczyłam na ten produkt. Mam proste, rzadkie rzęsy, długie, ale rzadkie. Po poszukiwaniach ( nieustannych) tuszu magika, który choć trochę coś wesprze matkę naturę, od tych super drogich, po te taniutkie, zdecydowałam się na to maleństwo. Za 3.80 kupiłam coś, co w sumie przyjemnie pachnie, ale wygląda na brąz. Nie na czerń, jak jest napisane na tubce. Ponadto konsystencja ma wiele do zarzucenia, jest jakaś taka tłusta, co wg mnie stanowi problem braku przyczepności do rzęs. Umieściłam produkt w opakowaniu po bardzo dobrym tuszu z rewelacyjną szczoteczką, a tu klapa. Na rzęsach nie ma NIC. Obecnie mam inny bardzo dobry tusz, za bardzo niską cenę, ale o nim może kiedy indziej ;)
A Wy używałyście tych kosmetyków? Co o nich sądzicie? A może same znacie takie buble, które choć polecane, się nie sprawdziły u Ciebie? Zachęcam do dyskusji ;)
Tematycznie
aktualizacja włosowa
awokado
bingo
dieta
diy
domowe kosmetyki
drożdże
druga szansa
fryzjer
jesteś tym co jesz
kosmetyki
maski
moje włosy
nie polecam
niewłosowo
odżywka
peeling
płukanki
podsumowanie
pokrzywa
recenzje kosmetyków
siemię lniane
skrzyp
stylizator
suplementy
szampon
współpraca
wyróżnienia
zakupy
zdrowie
zielona herbata
żelatyna
Mam Naturię chyba z brzoskwinią.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie skóra głowy od niej swędziała.
Woda brzozowa-takie same skutki jak u Ciebie, niestety.
U mnie dodatkowym bublem była odżywka Garnier 5 roślin.
Ja mam odżywkę z Naturii i bardzo lubię, ale tej wersji jeszcze nie miałam :)
OdpowiedzUsuńMiałam Naturię cytryna i miód i też jakoś mnie nie zachwyciła. Chyba wszystkie te odżywki są do siebie podobne. A wodę brzozową nawet polubiłam. U mnie lekko zredukowała przetłuszczanie i spowodowała nowe babyhairy.
OdpowiedzUsuńU mnie akurat ta odżywka dobrze się spisuje, a wodę brzozową miałam z innej firmy;)
OdpowiedzUsuńTa odżywka Joanna Naturia jest bardzo dobra tylko,że nie zawsze to co dla większości jest hitem dla nas też musi nim być:)każde włosy są inne:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dlatego też napisałam, że wpis jest bardzo subiektywny;) Może ktoś się tym zasugeruje, ktoś, kto ma podobne do moich włosy ;)
Usuńco do odżywki z Joanny - zgadzam się z Twoją opinią w stu procentach, kosmetyk-nic, chociaż zapach akurat chyba mi się podobał, z tego co pamiętam . ale jako pierwsze 'O' działa całkiem dobrze :)
OdpowiedzUsuńJa też hoduję włosy, chociaż jeżeli chodzi o ich kondycję to koniecznie muszę podciąć końce. Ciekawa jestem tuszu, o którym piszesz ;> Co do wody brzozowej to miałam ochotę zacząć używać jako wcierki, ale na razie zrobiłam zamówienia na dozie i wrzuciłam do koszyka niezawodnego jantara i capitavit :)
OdpowiedzUsuńwody brzozowej też nie lubię
OdpowiedzUsuńW sumie nie znam tych kosmetyków, jedynie tą czerwoną Joannę stosowałam raz czy dwa na końce, ale nie mam o niej opinii:)
OdpowiedzUsuńwoda brzozowa- nie slyszalam...a na moje marne rzesy dziala tylko Lancome HYPNOSE
OdpowiedzUsuńczerwoną naturię ma mój facet i ją lubi ;) sama miałam zieloną.
OdpowiedzUsuńa wody z Isany nienawidzę. okropny przetłuszcz powodowała ;/
Ja za bubel uważam szampon Radical. To jest według mnie najzwyklejszy szampon, który kosztuje dość sporo
OdpowiedzUsuńFajny wpis:)
OdpowiedzUsuńObecnie używam Joanny miód i cytryna - głównie dla zapachu, bo obłędny, a odżywka całkiem przyjemna:)
Miałam odżywkę Joanny, też z makiem. Położyłam ją tylko raz. Owszem, włosy rozczesały się ładnie, nie działa jakoś świetnie (raczej nie wymagam tego od odżywki b/s), ale - o dziwo - rozjaśniła mi włosy! To całkowicie ją skreśliło dla mnie, jako że jestem szatynką, a gdzieniegdzie jaśniejsze plamy wyglądają koszmarnie.
OdpowiedzUsuńAle jej brat, pokrzywa i zielona herbata spisuje się na piątkę :)
Używałam tej odżywki Joanny. Nałożyłam ją tylko raz. Nie wymagam, by odżywka b/s była dla włosów przecudowna, raczej ma pomóc w rozczesaniu i nadać im trochę miękkości. Jednak ta, jakimś cudem, rozjasniła mi trochę włosy! To całkowicie ją dla mnie skreśliło, jako że blond plamy na brązie wyglądają koszmarnie. Za to jej "brat", pokrzywa i zielona herbata, spisuje się na piątkę :)
OdpowiedzUsuń