poniedziałek, 22 października 2012

Moja krótka historia ...

... a raczej jej początek ;)
Myślę, że nadszedł czas, by pokazać, jakie efekty uzyskałam w ciągu tak krótkiego czasu. W nastepnym wpisie zaprezentuję dzięki jakim metodom oraz kosmetykom udało mi się dotrzeć do tego momentu.

Jak nie wiadomo od czego zacząć, to należy pisać to, co działo się na początku.
Jako mała dziewczynka miałam gęste włosy, o kolorze ciemny blond, z tendencją do skrętu. Można sobie wyobrazić san.su.si z dzieciństwa, jako małego aniołka, z aureolką złocistych włosów wokół głowy. Już wtedy mi to przeszkadzało!
Mama myła mi włosy szamponem Johnson's Baby z rumiankiem, a kiedy przyszedł czas nastoletni, używałam popularnego Head&Sholuders, który w latach 90 był chyba swoistym symbolem dobrego kosmetyku...
Odżywki? Owszem, ale sporadycznie, jak mi się przypomniało. 
Świadomą posiadaczką włosów falowanych/kręconych stałam się w 3 klasie gimnazjum. Wówczas potrafiłam wydobyć piękno z nich, za pomocą kilogramów stylizatora, pianki plus żelu. Kupiłabym wówczas każdy kosmetyk, który w nazwie miałby napisane : do włosów kręconych.
Miałam na włosach bardzo dużą ilość przeróżnych szamponetek, farb, prostowałam czasami przez okres 2 lat, codziennie... Najgorsze wspomnienie moje włosy mają z tego, jak zdeterminowana do bycia blondynką, sięgnęłam najpierw po Casting tonujący o 3 tony,a  na drugi dzień po rozjaśniacz Joanny. Po dwóch miesiącach poprawiłam kolejny raz blond. Po tygodniu zaś, zafarbowałam szamponem do 28 zmyć Palette, na czekoladę. Po dwóch miesiącach znowu... Mniej więcej późną wiosną tego roku, odkryłam hasło : WŁOSOMANIACTWO.... i przepadłam.
Oto zdjęciowa oś czasu :
                                          Tak moje włosy wyglądały jeszcze rok temu... Za każdym razem.
                                            Tu włosy w maju. Mniej więcej za kilka tygodni zacznę w końcu coś z nimi robić. Jak widać, prostownica, szampon na rozjaśnianych włosach, suchość, brak blasku nawet w słońcu!
















Oba zdjęcia zrobione w wakacje, w okolicy lipca. Włosy przesuszone, szampon zmyty, końcówki popalone... Tutaj w ruch już poszły pierwsze włosomaniackie zachowania, o których powiem więcej następnym razem... ;)










Zdjęcia z dziś. Bardzo rozmazane, ale pokazują, że włosy nie są już wysuszone, błyszczą ( bez flesha), wyglądają zdrowo, mam przynajmniej taką nadzieję... ;) Moje włosy maja dziś totalny oklap, pierwszy raz na żelu lnianym, mało umiejętnie, dlatego wstawię jeszcze zdjęcie sprzed tygodnia:
Kurczę, aż sama się dziwię, że moje włosy były wówczas w tak dobrym stanie, po dwóch godzinach tańca ;)

Mam nadzieję, że choć odrobinę widać jakąkolwiek różnicę... W dotyku jest nieziemska, w długości również. Właśnie! W lutym ścięłam włosy na boba, bardzo krótkiego, zważywszy na ich stan. Wówczas również prostowałam namiętnie, nie polepszając ich stanu... Nigdy więcej podobnych głupot!


4 komentarze:

  1. widać różnicę, i to naprawdę dużą :) oby tak dalej! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam kciuki za te piękne włosy! Będzie się tu działo :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Faktycznie bardzo suche włosy udało Ci się doprowadzić do błyszczenia i odżywienia (w każdym razie tak wynika ze zdjęć). Trzymam kciuki za dalszą pielęgnację :)

    OdpowiedzUsuń
  4. już mi sie podobają, oj co to będzie co to będzie! :))

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger... .linkwithin_posts a div div { -webkit-border-radius: 60px; -moz-border-radius: 60px; border-radius: 60px; }